MEDYTACJA IV

+
JMJ
F

NAJWIĘSZĄ PRZESZKODĄ DO DOSKONAŁOŚCI JEST NIEODPOWIADANIE ŁASCE

Ach, Panie, nie na brak łask, ale na ich zbytek powinnam się użalać, boć przecież z każdej będę Ci musiała zdać rachunek i wiem, że komu wiele dano, od tego wiele wymagać będą. A jakiż ja, Panie, z tego wszystkiego pożytek czynię? Jakiż postęp uczyniłam w doskonałości? Czyż Cię więcej kocham jak drudzy? Czy Ci przynajmniej wdzięczną jestem?

Ty to wiesz najlepiej, jak Ci się odpłacam. Nie tylko nie korzystam z łask mi przez Ciebie udzielanych, ale nawet nigdy za nie nie dziękuję, tak jakby one mi się z prawa należały. Nigdy się nad nimi nie zastanawiam. Rozmyślanie o dobrodziejstwach Bożych nuży mię i męczy, myśl moja odwykła od tego przedmiotu. W tej chwili, gdy to nawet piszę, jestem pod wpływem tego usposobienia. Medytacja przedstawia mi punkta do rozbierania łask Bożych, a ja się na to zdobyć nie mogę. Wiem, że mi Pan wiele uczynił, ale rozbiór w teraźniejszym usposobieniu trudny.

Prosiłam Pana, aby Sam mi powiedział, co mam uważać za największą łaskę, z czego największy będę musiała zdać rachunek? I przyszło mi na myśl, że Najświętszy Sakrament jest największą łaską, bo w Nim jest Dawca wszelkiej łaski. On jest źródłem, z którego wszystkie inne łaski wypływają. Z tego więc częstego wystawienia Najświętszego Sakramentu, z tych codziennych Komunii św. będzie najstraszniejszy rachunek. A ja nie tylko, że żadnego nie odnoszę pożytku, ale nawet wdzięczności takiej nie czuję ani tym szczęściem nie jestem przejęta. Sama nie wiem, co mam robić, czy przystępować, czy wstrzymać się, bo z taką słabą wiarą, bez uczucia obecności Boga przyjmuję Go. Nawet nie wiem, że jest w sercu moim, a jednak trudno mi obejść się jednego dnia. I gdy sięgnę myślą w przyszłość, że mogą nam odebrać tak częstą Komunię św., boleść mię przejmuje. Żałuję wszystkie osoby poświęcone Bogu, które nie mogą tak często przystępować. Skąd to uczucie pochodzi? Chyba z przyzwyczajenia, bo nie z miłości, bo są nawet chwile, że tak jakbym lekceważyła ten Sakrament, bo czasem dla grymasu, że mi się nie chce upokorzyć przed Ojcem i prosić o spowiedź, albo dla innych powodów to mogę i kilka dni nie przystępować.

W adoracji taki brak wiary, takie lenistwo, żadnej czci, nieraz nie chce mi się głowy schylić. Och! Panie, nie dopuszczaj na mnie tych pokus przeciwko wierze, bo nieraz im ulegam. Tego się najwięcej boję, bo zdaje mi się, że mam jakieś usposobienie do mędrkowania, tak jakbym w tym chluby szukała.

Co także uważam za łaskę (bo to nie mogę mieć z siebie), to ta łatwość wpływania na drugich. Sobie w niczym poradzić nie mogę, nie umiem prawie rozróżnić dobrego od złego, ale z drugimi zupełnie inaczej. Jak tylko chcę, to nie ma prawie takiego usposobienia, na które bym nie mogła wpłynąć. Jest to dar nie dla mnie, ale dla drugich dany. Powinnam z nim współpracować i pewno za każdą duszę, której mogłabym i obowiązana jestem pomóc, a nie chcę, będę odpowiadać. Ale dlaczegóż, Panie, dajesz mi tę łaskę, a nie dajesz mi zamiłowania, ale wstręt?