MEDYTACJA X

+
JMJ
F

O CNOCIE POSŁUSZEŃSTWA

Boże mój, Boże, co się ze mną dzieje, w jakimże mię trzymasz stanie odrętwienia i ciemności! Coraz mniej siebie pojmuję, coraz mi trudniej zbadać, jakie moje istotne usposobienie, do czego wstręt, a do czego pociąg czuję. Straciłam nie tylko uczucie miłości Twojej, ale odjąłeś mi uczucie piękności wszelkiej cnoty. Zastanawiając się nad tymi wszystkimi cnotami, które dotychczas przechodziłam, nie rozumiałam zupełnie, czy ja mam tę cnotę, czy ją wykonywam, czy też przeciwnie postępuję, czy poznaję jej piękność i zacność, na wszystko [jestem] zimna, jak głaz obojętna.

Teraz właśnie rozbieram cnotę posłuszeństwa. Ta cnota ulubiona Zbawiciela, która stanowiła jakby pochwałę całego Jego życia, szczególniej mnie zawsze pociągała. Ona zawsze miała dla mnie jakiś szczególniejszy powab, na niej zakładałam całą doskonałość, ją nad wszystkie inne przenosiłam. Ćwiczenie się w niej nie tylko mię nie kosztowało, ale owszem, wszystko mi ułatwiało, wszystko mi czyniło miłe i łatwe i nieraz nawet wykonywałam to, co na pozór było niepodobne i trudne dla mnie do wykonania. Ten wyraz każę nie tylko nie ma dla mnie nic przykrego, ale owszem, tak bym go zawsze pragnęła słyszeć.

Przeszłego roku, gdy odprawiałam rekolekcje, pomimo tego że byłam w największej oschłości, niezdolna do rozmyślania, ta cnota tak mi się pięknie przedstawiła, tak silnie mną wstrząsnęła, że zupełnie oprzeć jej się nie byłam w stanie. Tyle korzyści dla siebie widziałam, taki spokój, taką prostotę i swobodę ducha, takie doskonałe należenie zupełne i całkowite do Boga, że zapragnęłam całą duszą wrócić do nowicjatu, najniższe miejsce zajmować w Zgromadzeniu, najprostsze posługi czynić, aby tylko tę cnotę praktykować. Ale to było tylko chwilowe marzenie. Widać, żem sobie na to nie zasłużyła, żem nie powołana do takiej doskonałości, bo się skończyło na marzeniu. Ojciec wysłuchał je i potem zostałam przełożoną, przymuszona drugim rozkazywać (choćbym kłamała, żebym powiedziała, że mi się to nie podoba). Nawet nie wiem, czybym już teraz umiała ulegać, bo gdzież i kiedy miałam się tego nauczyć? W prawdzie nie ma jeszcze roku, jak mię obrano przełożoną, ale ja, chociaż byłam niby i podwładną, to zawsze byłam w takim położeniu, przy takich obowiązkach, które mnie zawsze mniej więcej czyniły niezależną.

Jestem wprawdzie pod posłuszeństwem Ojca, ale to nie jest jeszcze tak ścisłe, jak bym tego pragnęła, i nie tylko mi nie jest trudne, przykre, ale ma szczególniejszy powab, ale może pochodzi z naturalnego mego przywiązania i czci, bo to sobie wyrzucam, że ja nie dosyć sobie wyobrażam, gdy mi jest co zalecone, obecność Boga i zdaje mi się, że teraz to nie ma we mnie już takiego skorego i ślepego posłuszeństwa, że nieraz się zastanawiam, rozbieram, a jak co się nie zgadza z moim przekonaniem, czuję nieukontentowanie. Jednakowoż niczego się tak nie boję, jak własnej woli i niczym mi Ojciec nie może więcej dokuczyć, jak powie: rób jak chcesz, jak tam uważacie. I bardzo bym tego pragnęła i to by mi może nie mało ulgi przyniosło w tym stanie ciężkim, w jakim mię Pan Bóg zostawia, żeby mi Ojciec pozwolił choć na rok uczynić ślub ścisłego posłuszeństwa dla Spowiednika.

Co mię najwięcej smuci to to, że piękność tej cnoty znikła mi z wyobraźni, że już tak mną silnie nie wstrząsa, a mnie się zdaje, że to właśnie jest wyłączna własność tej cnoty, bo ja nie rozumiem, jak by się jej zakonnica oprzeć mogła. Czy ja tę cnotę dostatecznie oceniam, nie wiem. To tylko wiem, że ją więcej ważę jak ubóstwo, jak umartwienie, jak modlitwę, jak dobre uczynki, jak jałmużnę, nawet jak Komunię św. (choć w tym ostatnim to by mi posłuszeństwo było przykre i trudne), ale jednakowoż bym je wypełniła. Nic mi się tak w Siostrach nie podoba jak ta cnota. Nic mię tak boleśnie nie dotyka, a nawet nie zniechęca do nich i nie odwraca serca, jak choćby najmniejsze przestąpienia przeciwko tej cnocie. W tym względzie jestem zupełnie niewyrozumiała, wymagająca, najmniejsze uchybienie surowo bym karała. I gdyby mię Pan Bóg pytał: jakiej pragniesz łaski dla Waszego Zgromadzenia, odpowiedziałabym: cnoty doskonałego posłuszeństwa. Ją przekładam nad wszystkie łaski nadzwyczajne, nad zachwycenia, nad dar modlitwy. Zdaje mi się, że ja kocham tę cnotę, ale w teraźniejszym moim usposobieniu nie mam jej wcale w uczuciu.